8 marca 2011

Święci Mendozy

Najnowsza książka Eduardo Mendozy składa się z trzech opowiadań, o których sam autor mówi, że „różnią się długością, stylem, a przede wszystkim celem jaki im przyświecał”. Napisane w różnych momentach życia autora, opublikowane zostały pod wspólnym tytułem „Trzy żywoty świętych”. Jednakże święci w ujęciu Mendozy nie przypominają tych, dobrze nam znanych z hagiografii, postaci świętych. To bardziej ludzie odsunięci na margines, nieprzystosowani lub wyklęci ze społeczeństwa, skupieni na pewnej idei.
Bohaterem pierwszego opowiadania - „Wieloryb” - jest biskup Fulgencio Putucás, który przybywa do Barcelony na Kongres Eucharystyczny. Tu zastaje go wiadomość o rewolucji w jego kraju. Nie ma dokąd wracać. Bez widoków na przyszłość, bez pieniędzy, tuła się po cudzych mieszkaniach i spada coraz niżej – na samo dno.
Drugie opowiadanie - „Finał Dubslava” - to historia młodego człowieka, Dubslava, który nie umie odnaleźć swojej ścieżki. Trafia, dziwnym zbiegiem zdarzeń do Afryki, gdzie obserwuje życie dzikiego ludu. Zostaje stamtąd niespodziewanie wyrwany – prosto na uroczystość wręczenia Nagrody Nobla. Odbiera ją w imieniu swojej, zmarłej niedawno, matki, wygłaszając mowę, która z pewnością zostanie zapamiętana.
Wątek trzeciego opowiadania - „Pomyłka” - to historia nauczycielki literatury w więzieniu. Kobieta, która nie spodziewała się, że ktokolwiek będzie zainteresowany jej zajęciami odkrywa ze zdziwieniem w jednym z uczniów potencjał. Rozwija go więc podsuwając mu lektury. Czy kryminalista może stać się cenionym, poczytnym autorem?

To właśnie, trzecie opowiadanie, podobało mi się z całego zbioru najbardziej. Książkę czyta się dobrze, choć nie jest – w mojej opinii – łatwa. Znając wcześniej jedynie „Prawdę o sprawie Savolty” tego autora, spodziewałam się trochę czegoś innego. Nie jestem jednak zawiedziona. Mendoza pisze w genialny, iście wiruozerski sposób, pełen humoru i ironii. Zdecydowanie staje się jednym z moich ulubionych autorów.

3 marca 2011

Najwspanialszy prezent

Książka, która pokochają wielbiciele Erica-Emmanuela Schmitta przeczytałam na okładce i – jako wielbicielka Schmitta – postanowiłam się przekonać. I nie jestem rozczarowana. Mimo że książki obu autorów są od siebie różne to obaj potrafią opowiedzieć piękne historie prostym językiem i skłonić czytelnika do refleksji.

„Szukając Noel” to książka piękna, choć w dużej mierze smutna. Dla Marka Smarta życie straciło sens – nie dogaduje się z ojcem, z powodu kłopotów finansowych musiał rzucić studia, a o śmierci ukochanej matki dowiaduje się już po jej pogrzebie. Postanawia skończyć ze swoim życiem, ale gdy jedzie zrealizować swój zamiar na domiar złego psuje mu się samochód.
W kawiarni, do której udaje się w poszukiwaniu telefonu poznaje Macy – dziewczynę, która ma za sobą jeszcze gorsze doświadczenia. Po śmierci matki została odebrana ojcu alkoholikowi i rozdzielona z ukochana młodszą siostrą – Noel. Sama została zaadoptowana przez rodzinę, w której była bez przerwy bita i poniżana. Uciekła stamtąd w wieku 15 lat. Udało jej się uciec od przeszłości i wyrosnąć na dobrego człowieka, ale nigdy nie przestała myśleć o siostrze. Jej największym marzeniem jest odnalezienie Noel.
Tamtego dnia, w tej małej kawiarni, nad kubkiem czekolady dwoje ludzie – Mark i Macy – połączyli swoje losy i wyruszyli razem w podróż, aby odnaleźć Noel. A także coś bardzo ważnego...

„Szukając Noel” to historia, która wzrusza. Dwoje zagubionych w życiu ludzi, którzy maja swoje małe i duże problemy. Doświadczyli w życiu wiele zła, cierpienia i samotności. Każdy kolejny krok pozwala im nie tylko zbliżyć się do siebie, ale również rozwiązać trudne sprawy z przeszłości. Dla Macy taką sprawą jest zły czas dzieciństwa. Dla Marka – jego trudne stosunki z ojcem.
Autor pisze prostym językiem, bez zbędnych ozdobników o prawdach tak oczywistych, że trzeba je wciąż i wciąż powtarzać*. Sporo tu myśli, które nazwać by można „złotymi myślami”. I sporo uczucia...

Z przyjemnością sięgnę po każdą następną książkę tego autora. A jego „Stokrotki...” koniecznie muszę nadrobić.


*Są prawdy tak oczywiste,
że trzeba je wciąż i wciąż powtarzać,
bez końca.
[Notka, S.R. Dobrowolski]

1 marca 2011

LEPIEJ się przekonaj

Książka „Lepiej. Zapiski chirurga o efektywności medycyny” to pozycja nie tylko dla fascynatów tejże. Każdy kto lubi dowiedzieć się czegoś ciekawego i nowego powinien sięgnąć po tę książkę z przyjemnością. Mamy okazję nie tylko poznać tajniki pracy lekarzy, a także poczytać o tym jak medycyna zmieniała się przez lata. Dowiemy się z niej również jak małe pomysły – takie jak wprowadzenie skali Apgar, cesarskie cięcie czy mycie rąk – wpłynęły pozytywnie na jej rozwój. Zadziwiające jest jak proste mechanizmy i czynności (np. mycie rąk) mogły skutecznie wpływać na efektywność medycyny. A jeszcze bardziej dziwi jak trudno było je wprowadzić! A wydawałoby się, że to nic prostszego – myć ręce po kontakcie z każdym pacjentem.
Autor przybliża nam też świat lekarzy – m.in. ich zarobki, opisuje procesy sądowe dotyczące zaniedbań w sztuce lekarskiej czy historie lekarzy, którzy zgodzili się uczestniczyć w egzekucjach. Opisy nie są jednostronne, przedstawione są opinie i historie różnych lekarzy. Autor zwraca też uwagę na to, że „maszyny stały się symbolem nowoczesnej medycyny, ale świadczą o niezrozumieniu, na czym polega sukces jej stosowania”. I ma w stu procentach rację!
Książka – mimo że dotyczy w pewnym sensie wiedzy fachowej – napisana jest w sposób przystępny. Świetnie się ją czyta. Nie tylko w poczekalni do lekarza ;)