Gawędziarz - Mario Vargas Llosa
"Gawędziarz" Vargasa Llosy to pozycja w moim mniemaniu odrobinę magiczna. To historia amazońskiego plemienia Macziguengów, wędrujących ludzi. Rozpoczęli swą wędrówkę, bo tak właśnie należy czynić. Ale żeby żyć wędrując musieli pozbyć się wszystkiego - domów, ziemi, zwierząt. Wzięli jedynie to, co niezbędne. Od tej chwili wędrują by służyć Słońcu i strzec się przed Kientibakorim. Książka przedstawia świat szamańskich praktyk, rytuałów i magii. Pełno w niej legend i opowieści.
To również historia Llosy o sobie samym. O studiach, badaniach lingwistycznych, wyprawach do amazońskiej dżungli. O przygotowywaniu programu "Wieża Babel" i przygodach z tym związanych. O niewygasłej miłości, ponownie wybuchającej płomieniem jaką jest pragnienie napisania historii o wędrownych opowiadaczach historii. Pragnienie przekonania się czy istnieją naprawdę.
Kim są ci, których istnienie Macziguengowie skrzętnie ukrywają? Ci "przekaziciele wieści codziennych podtrzymujący więzi plemienne rozproszonej społeczności. Gawędziarze.
To w końcu opowieść o Saulu Zarutasie, przyjacielu z lat studenckich, etnologu. Ten urodzony w żydowskiej rodzinie chłopak, ze znamieniem na twarzy szuka pośród Macziguengów swojej tożsamości. Wędrując i realizując swoją etnologiczna pasję powoli staje się jednym z nich.
Wszystkie te wątki przeplatają się, mieszają, współgrają ze sobą. I sama już nie wiem co w tej historii ma znamiona prawdy, a co jest tylko kolejną opowieścią.
Ale będę do niej wracać, żeby na chwilę jeszcze znaleźć się pośród amazońskiej dżungli, przyjrzeć zwyczajom, posłuchać opowieści. I za każdym razem uświadamiać sobie z żalem, że rozwój cywilizacji zmieniając naturalne środowisko, nieodwracalnie zmienia życie, tych którzy żyją tak blisko natury .
Żyjemy, wędrujemy. To jest szczęście, chyba.
"Gawędziarz" Vargasa Llosy to pozycja w moim mniemaniu odrobinę magiczna. To historia amazońskiego plemienia Macziguengów, wędrujących ludzi. Rozpoczęli swą wędrówkę, bo tak właśnie należy czynić. Ale żeby żyć wędrując musieli pozbyć się wszystkiego - domów, ziemi, zwierząt. Wzięli jedynie to, co niezbędne. Od tej chwili wędrują by służyć Słońcu i strzec się przed Kientibakorim. Książka przedstawia świat szamańskich praktyk, rytuałów i magii. Pełno w niej legend i opowieści.
To również historia Llosy o sobie samym. O studiach, badaniach lingwistycznych, wyprawach do amazońskiej dżungli. O przygotowywaniu programu "Wieża Babel" i przygodach z tym związanych. O niewygasłej miłości, ponownie wybuchającej płomieniem jaką jest pragnienie napisania historii o wędrownych opowiadaczach historii. Pragnienie przekonania się czy istnieją naprawdę.
Kim są ci, których istnienie Macziguengowie skrzętnie ukrywają? Ci "przekaziciele wieści codziennych podtrzymujący więzi plemienne rozproszonej społeczności. Gawędziarze.
To w końcu opowieść o Saulu Zarutasie, przyjacielu z lat studenckich, etnologu. Ten urodzony w żydowskiej rodzinie chłopak, ze znamieniem na twarzy szuka pośród Macziguengów swojej tożsamości. Wędrując i realizując swoją etnologiczna pasję powoli staje się jednym z nich.
Wszystkie te wątki przeplatają się, mieszają, współgrają ze sobą. I sama już nie wiem co w tej historii ma znamiona prawdy, a co jest tylko kolejną opowieścią.
Ale będę do niej wracać, żeby na chwilę jeszcze znaleźć się pośród amazońskiej dżungli, przyjrzeć zwyczajom, posłuchać opowieści. I za każdym razem uświadamiać sobie z żalem, że rozwój cywilizacji zmieniając naturalne środowisko, nieodwracalnie zmienia życie, tych którzy żyją tak blisko natury .
Żyjemy, wędrujemy. To jest szczęście, chyba.